Podsumowanie wolontariatu – 12 miesięcy we Włoszech!

Podsumowanie rocznego projektu we włoskiej Maceracie! Przekonaj się czym zajmowała się Paula współpracując z organizacją Gruca 🙂 

Projekty wolontariatu finansowane są w ramach Europejski Korpus Solidarności 🇪🇺🇪🇺🇪🇺

Ciao!

Mam na imię Paula i we wrześniu 2021 roku przyjechałam do Włoch na roczny projekt „Natura e cultura a Macerata” organizacji Gruca. Mój projekt trwał 12 miesięcy.

O wolontariacie tego typu usłyszałam dobrych kilka lat temu (to był wtedy jeszcze EVS) i od tego momentu ciągle z tyłu głowy miałam to, że chciałabym wyjechać. Jednak studia, których nie chciałam przerywać, a potem pandemia sprawiły, że odłożyłam te plany na później. Z jednej strony mogę żałować, że nie zdecydowałam się wcześniej,a z drugiej… mój rok we Włoszech pokazał mi, że wszystko dzieje się w swoim czasie – po prostu.

Podjęcie decyzji o wyjeździe – zdążyć przed 30!

Pracowałam już na etacie i myślałam, że pewnie już nie wyjadę (zdecydowanie było mi coraz bliżej do 30 😉 ), że to za trudne, za skomplikowane, że mam przecież dobrą pracę, że przecież mogę pojechać do Włoch na wakacje i chociaż w ten sposób się nimi nacieszyć…  Jednak co chwilę w social mediach widziałam kolejne oferty wolontariatu EKS i moje myśli wędrowały w kierunku „co by było gdyby”.

Aż w końcu przyszedł taki dzień, gdy otworzyłam wyszukiwarkę projektów i stwierdziłam, że jeśli będzie tam coś z mojej wymarzonej Italii – zaaplikuję. To był początek sierpnia. Napisałam do organizacji goszczącej także wiadomość na facebooku, bo zależało mi na czasie, aby wiedzieć, czy jadę, czy nie… Zbliżał się koniec mojej umowy w pracy i musiałam się określić, czy chcę tu dalej zostać. Nie znałam wtedy włoskiego, ale pamiętam, że wiadomość zaczęłam po włosku (resztę już po angielsku). I tak zaczęła się moja przyjaźń z Tłumaczem Google (ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo ta aplikacja będzie mnie wspierać 🙂 ).

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Rozmowa z organizacją goszczącą oraz kontakt z organizacją wysyłającą poszły bardzo sprawnie i nim się obejrzałam kupowałam bilety lotnicze i byłam w drodze do moich wymarzonych Włoch. Co do rozmowy – nie stresowałam się, miałam za sobą doświadczenia związane z rozmowami o pracę. Warto być po prostu sobą, wspólna energia między wolontariuszem, a organizacją jest bardzo ważna!

Początki – ekscytacja! A co potem?

To był pierwszy raz, kiedy miałam mieszkać za granicą, więc wszystko jest nowe, ekscytujące i wyjątkowe.

Przyjechałam do miasteczka Macerata w regionie Marche. Nie jest to popularna część Italii, więc nie mogłam znaleźć zbyt wielu informacji na temat życia tam. W całym regionie Marche mieszka około 1.5 miliona ludzi, to mniej niż w Warszawie, która obecnie jest moim domem! Jechałam więc w nieznane i muszę powiedzieć, że rzeczywistość okazała się lepsza od oczekiwań! Natura – niesamowita: góry i morze tak blisko domu!

Moja organizacja goszcząca (Gruca) zajmuje się kulturą i środowiskiem. Przez pierwsze dwa tygodnie ja i inne wolontariuszki (łącznie było nas 6 osób) poznawałyśmy miasto, organizacje i nasze obowiązki. Mogłyśmy spróbować różnych aktywności, aby po kilku tygodniach zdecydować – czy wolimy pracę z kulturą (muzeum), czy z naturą (centrum edukacyjne w jednym z parków w Maceracie). Ja wybrałam muzeum ze względu na moje wykształcenie i doświadczenie; byłam bardzo ciekawa różnic i podobieństw!

W moim projekcie były osoby z Francji, Hiszpanii, Austrii oraz Niemiec. Pierwszy raz mam okazję przebywać ciągle w międzynarodowym środowisku i jest to bardzo ciekawe doświadczenie.

Pozwala spojrzeć na wiele spraw z innej perspektywy, a także pozwala zrozumieć wiele spraw. I takie doświadczenie zdecydowanie uczy empatii oraz umiejętności podejmowania kompromisów 😉 Myślę też, że po tak intensywnym kontakcie z innymi kulturami umiem spojrzeć krytycznym okiem na wszelkie stereotypy dotyczące poszczególnych krajów. Uważam, że to właśnie międzynarodowe środowisko jest najważniejszym punktem mojego pobytu tutaj, bo uczy mnie najwięcej.

Warto jednak pamiętać o jednej rzeczy i cieszę się, że z takim nastawieniem jechałam (dzięki super poprowadzonemu szkoleniu przed wyjazdem przez Polską Narodową Agencję) – podczas projektu pojawią się różne emocje. I pojawią się pewnie w najmniej oczekiwanym momencie. Na początku wszystko jest nowe, ekscytujące, jest się pełnym nadziei, że oto przed nami najwspanialszy czas w naszym życiu! I to jest prawda, może tak być. Ale nie da się przez cały rok być super szczęśliwym i podekscytowanym. Nawet jeśli robisz to, co lubisz i to w dodatku w przepięknym miejscu.

Nie używasz swojego języka; o wszystkim musisz mówić po angielsku lub (w moim przypadku) po włosku. Nie masz tam kogoś „z poprzedniego życia”. Nawet najprostsze czynności, takie jak kupienie karty do telefonu, stają się logistycznym i emocjonalnym wyzwaniem. To też ekscytuje, możesz być z siebie dumna/dumny, że udało ci się umówić do lekarza/kupić bilet na pociąg/wypożyczyć książkę w bibliotece… Ale bywa też męczące! Nie mówię tylko ze swojego doświadczenia, ale także z doświadczenia osób, które poznałam tam na miejscu (także z innych projektów). I to jest całkowicie normalne i naturalne, że bywają trudne momenty. Nie ma co się za to obwiniać, to minie!

W dodatku mieszkamy z obcymi osobami (w moim przypadku jeszcze przez bardzo długi czas). Część z nich może dopiero poznawać, co to znaczy życie poza domem rodzinnym. Hasłem przewodnim projektów jest „solidarność” i jak najbardziej – warto pomagać innym wolontariuszom i pomoc od nich przyjmować, ale też wiem, że nie zawsze bywa to łatwe. Absolutnie nie mam tu zamiaru nikogo straszyć – ja wiedziałam, że może nie być idealnie; byłam najstarszą wiekiem i doświadczeniem zawodowym i mieszkaniowym w moim projekcie, ale część osób była zdziwiona, że na przykład trzeba uszanować to, że jest północ i część osób chce już spać. Dla mnie było to oczywiste, ale nie musi być dla wszystkich.

Do tego dochodzą różnice kulturowe, które mogłyby być temat oddzielnego wpisu 😉 Wspomnę tylko, że taki wyjazd to zdecydowanie świetny sposób, aby pielęgnować w sobie otwartość, empatię i tolerancję. Różnimy się, ale ja myślę, że to piękna rzecz i warto się na to otworzyć, nie szufladkować, nie oceniać.

Praca we włoskim muzeum

Moimi obowiązkami było głównie oprowadzanie po muzeum, a także prowadzenie zajęć z dziećmi i młodzieżą. Zajmowałam się także przygotowywaniem materiałów edukacyjnych oraz prowadzeniem kanałów social media muzeum. Lubiłam tę pracę; jest podobna do tej, którą wykonywałam w Polsce, ale jednocześnie jest zupełnie inna, bo w 100% po włosku! Przyjechałam tutaj praktycznie nie znając włoskiego, ale z każdym dniem rozumiałam i mówiłam coraz więcej. To jest ogromna satysfakcja i najlepsza szkoła językowa, do jakiej mogłam trafić (poza tym oczywiście miałam dostęp do platformy OLS oraz przez kilka tygodni mieliśmy kurs z nauczycielką na miejscu).

Poza muzeum czasami organizowaliśmy zajęcia dla dzieci z przedszkoli i szkół. To było wyzwanie, głównie językowe, ale dobrze to wspominam. Współpracowaliśmy także z Uniwersytetem w Maceracie i miałam okazję prowadzić zajęcia ze studentami na temat mediów społecznościowych w instytucjach kultury.

Organizowaliśmy także wydarzenia dla mieszkańców naszej dzielnicy. Było to  wyjątkowe miejsce – jakby mała wioska wciśnięta w miasto (najlepiej zobaczyć to na zdjęciach :)). Zero samochodów, żadnych hałasów i cała masa kotów leniwie wylegujących się na słońcu! Sąsiedzi tworzą tam naprawdę zżytą społeczność i przyjęli nas do siebie, jakbyśmy faktycznie też były stąd. Przez czas trwania projektu pisaliśmy także bloga (https://escmacerata.wordpress.com/).

Polecam (czy to w grupie, czy samemu: https://www.instagram.com/wyjechalam_do_wloch/); to fajna pamiątka. A uwierzcie mi… tyle się dzieje, że łatwo o czymś zapomnieć.

Ale jak już wspominałam – trudno, aby przez rok było tylko idealnie. Różnie bywało; myślę, że praca wolontariuszy w moim projekcie powinna być zorganizowana lepiej. Obecnie czytając relacje innych, trochę zazdroszczę, że nie wyglądało to inaczej. Jednak mimo wszystko starałam się brać z tego doświadczenia tyle ile mogłam. Odniosłam wrażenie, że po prostu moja etyka pracy jest inna niż ta włoska. Nie gorsza lub lepsza – po prostu inna. Warto szukać kompromisów, rozmawiać (co nie zawsze jest łatwe przez barierę językową a także po prostu inne doświadczenia).

Warto pamiętać, że bycie wolontariuszem to nie tylko obowiązki. Jako wolontariusze mamy swoje prawa i jeśli czujemy, że coś jest nie tak, to mówmy o tym. Ten projekt jest także dla nas, a takie rozmowy choć nie są łatwe – uczą asertywności i negocjacji, co na pewno jeszcze nie raz nam się w życiu przyda 🙂

Taki wyjazd to nie tylko obowiązki, ale też…

Włoskie życie!

Wróciłam do Polski we wrześniu i przyznam, że nie ma dnia bez chociaż momentu tęsknoty za Italią! Czy było tam idealnie? Zdecydowanie nie, ale czułam się tam jak w domu. Aktualnie robię porządki w zdjęciach i wyszło, że w czasie trwania mojego projektu, odwiedziłam około 80 miejsc! Spędzałam czas nad ciepłym Adriatykiem, podziwiałam Góry Sibillini, spędzałam wspaniałe słoneczne dni w małych miasteczkach, gdzie czas płynie wolniej. Warto otworzyć się na znajomości i podróże z lokalsami; to pozwala poznać kraj i jego kulturę jeszcze lepiej.

Pierwszy raz w życiu (naprawdę!) spróbowałam kawy (gdzie, jak nie we Włoszech?), trufli i połączenia sera z miodem! Mój włoski nie był idealny, ale wystarczający, aby Włosi, których spotykałam na swojej drodze, obdarzali mnie uśmiechem i dobrym słowem, gdy próbowałam mówić w ich języku. Byłam bardzo surowa dla siebie jeśli chodzi o język, bo zdecydowanie moim koleżankom z Francji czy Hiszpanii nauka szła szybciej. Teraz jestem już bardziej wyrozumiała i dumna z poziomu, jaki osiągnęłam. Mój cel na 2023 to certyfikat na poziomie C1!

Myślę, że codziennie musiałam wychodzić poza swoją strefę komfortu. To niesamowite doświadczenie, które nie zawsze jest łatwe, ale daje niesamowicie wiele. Przyjaźnie tam zawarte – są wyjątkowe. Kto nas zrozumie lepiej od osoby, która przechodziła przez dokładnie to samo?

Po zakończeniu projektu wiedziałam, że bardzo chcę robić coś związanego z tym, czego tam doświadczyłam. I tak oto teraz ja koordynuję projekty wolontariackie w jednym z NGO. Mam nadzieję, że za jakiś czas włączymy się w działania Europejskiego Korpusu Solidarności, bo stały się one bardzo bliskie mojemu sercu i cudownie byłoby je wykorzystać także w życiu zawodowym!

Artykuł oraz prezentacja pochodzą od naszej wolontariuszki – Paula Krzykowska. Dziękujemy i życzymy powodzenia!

Jeżeli chcesz przeżyć podobną przygodę sprawdź NASZE AKTUALNE NABORY

lub znajdź projekt dla siebie na EUROPEJSKI KORPUS SOLIDARNOŚCI