To najlepszy przypadek jaki się trafił w życiu – relacja z wolontariatu w Hiszpanii

Środowisko jest bliskie Twojemu sercu?

Tak było i z Gosią, naszą wolontariuszką, która postanowiła wyjechać i realizować projekt w ramach Europejskiego Korpusu Solidarności, na gorącej pustyni w południowej Hiszpanii, w organizacji Al Hamam

Zapraszamy do przeczytania jej relacji! 

Jak się zaczęło?

Najlepszym przypadkiem jaki mi się w życiu trafił. Postanowiłam dotrzymać słowa, które dałam sobie wraz z pierwszym dniem moich studiów, że zanim je ukończę, wezmę dziekankę i pojadę w świat. Dzięki urlopowi dziekańskiemu, który wybrałam na pół roku od możliwej obrony inżynierskiej, zyskałam kilka zupełnie wolnych miesięcy w swoim życiu. Od tego miejsca zaczyna się przygoda zwana nawiązywaniem kontaktu z samą sobą, o który wcześniej niespecjalnie dbałam, czas na restart i na szukanie swoich ścieżek. Miałam wokół siebie wiele pukających mi w czoło osób, że to bez sensu, że bym się najpierw obroniła, to mogłabym już w ogóle wyjechać, bez żadnych zobowiązań tutaj. Prawie mnie to wciągnęło, gdyby mnie nie usłyszała pewna dwójka osób, że zaczynam się łamać ze swoim marzeniem – kopnęli mnie w te tak zwane cztery litery i za to nie odwdzięczę im się do końca życia, bo już wiem, że to wszystko miało sens i było ekstremalnie ważne i potrzebne w moim życiu.

O EKS słyszałam już kilka lat wstecz i to bezpośrednio od wolontariuszy, których to spotykałam w różnych momentach i miejscach. Założyłam w końcu swój własny profil i zaczęłam szukać, miałam tylko 3 wyznaczniki:
1. ograniczony czas (październik-marzec, mimo wszystko chcę ukończyć studia);
2. countryside (ogromnie chciałam się odciąć od cywilizacji, nauczyć się czegoś związanego z ekologią);
3. kierunek Hiszpania – kwestia języka, którego się od lat uczyłam, a nigdy nie miałam okazji go wypróbować w użytku.
Po krótkich poszukiwaniach odezwała się do mnie organizacja z Portugalii, dwa pierwsze punkty spełniała, super, sprawdzę co to. Tak trafiłam na stronę FRSP, na której znalazłam wszystkie informacje o projekcie w Portugalii i po wszystkim na końcu strony był ten mój „przypadek”, czyli przycisk do następnej strony – i tam właśnie znalazłam swój raj na Ziemi – Cortijo los Baños, projekt Tribu del Sol. Spojrzałam tylko na datę aplikowania, deadline do północy, a już była 22:30. Bez mrugnięcia okiem zabrałam się za list motywacyjny. I tak, dwa miesiące później, postawiłam swój pierwszy krok na andaluzyjskiej pustyni oraz na swoim nowym rozdziale w życiu.

Mój projekt, czyli gdzie wylądowałam

Trafiłam do Utopii. Na tym bym mogła zakończyć, bo każdym kolejnym słowem będę tylko niszczyć jej obraz. Ale po krótce: wylądowałam na wolontariacie ekologicznym na projekcie „Tribu del Sol” w eko-wiosce Cortijo los Baños, która mieści się na obrzeżach wioski Lucainena de Las Torres. Najbliższy autobus do wszelakiej cywilizacji jeździ z Sorbas oddalonego o ok. 12km. Mój „przypadek” odwalił tutaj konkretny kawał roboty, szczególnie biorąc pod uwagę wcześniej wspomniany punkt 2., czyli odcięcie od cywilizacji. Między skałami, w pustynnych okolicznościach, pod palmami, wśród całego morza drzew oliwnych kryją się skarby Cortijo, takie jak cała farma przeróżnych zwierząt do wszelakiego ptactwa, przez kozy, króliki, kucyki, kończąc na Cleo, cudnej wielbłądzicy; dalej mamy wielkie ogrody warzywne i mnóstwo małych drzewek owocowych, które to są głównym tematem ponownego zalesiania przestrzeni.

Cały mój projekt opierał się głównie na opiece i zajmowaniu się powyższymi strefami, jednak co rusz pojawiały się nowe pomysły, przy których też się pomoc przydawała, z najciekawszych, co miałam okazję spróbować, była budowa domu w idei bio-konstrukcji, a ogólnie na rzecz całej społeczności były również do wykonania zadania zapewniające spełnianie codziennych potrzeb: przygotowywanie posiłków dla wszystkich wolontariuszy i mieszkańców tej społeczności, pieczenie chleba, przygotowywanie płynu do prania, przywożenie wody z wioski, utrzymywanie wspólnych przestrzeni w czystości, czyszczenie suchych toalet. Głównym założeniem i zadaniem tego miejsca jest przejście na jak największy poziom samowystarczalności i ekologiczności, przy tym próbując zregenerować ziemie, które to przez lata były niszczone i degradowane przez ludzką działalność.

Miałam okazję nauczyć się wielu dla mnie nowych rzeczy i zaznać spokojnego, wiejskiego życia w społeczności ludzi niesamowicie zżytych z naturą, którzy takie życie prowadzą z prawdziwą intencją, przekonaniem i zaangażowaniem.

Czas wolny… od wolnego?

Osobiście tak się zakochałam w całym tym miejscu, takiej prostej, dziennej rutynie i obserwowaniu, jak tam czas inaczej płynie, a przede wszystkim zakochałam się w ludziach, których tam poznałam, że pierwszą połowę swojego projektu spędziłam w Cortijo, nie ruszając nigdzie dalej poza najbliższą okolicę i chłonąc całą atmosferę, okoliczności i międzynarodowe relacje i wymiany. Popołudniami organizowaliśmy czas sami dla siebie, albo przyjeżdżali ludzie z zewnątrz, różne spotkania, wykłady, zajęcia dodatkowe, jak na przykład lekcje hiszpańskiego, yoga, mantry, różnego rodzaju medytacje, warsztaty z fermentacji, z medycyny chińskiej, gra w koszykówkę, treningi i tak dalej, i tak dalej, nie sposób wszystko wymienić, bo wszystko się tworzyło na bieżąco i z aktualnych chęci. Ludzie i okoliczności tworzyli poczucie, że w swoim życiu możesz zrobić absolutnie wszystko co chcesz, jeśli tylko Twoje chęci są silniejsze od wątpliwości. Brakowało mi wcześniej takiej lekcji i energii, którą Cortijo emanowało do każdego swego zakamarka. Dzień po dniu coraz więcej z tego widziałam i czerpałam, przede wszystkim jednak postawiłam na czas – chciałam w końcu przestać gonić „za marchewką”, czekałam, aż przyjdzie na daną rzecz odpowiedni moment, bez zmuszania się, bez bieganiny, tylko z zaciekawieniem i chęcią. Temu też zawdzięczam każdy swój wyjazd wakacyjny z Cortijo.

W drugiej połowie zaczęłam już zwiedzać całą Hiszpanię, z czego to jasne się stały dwie sprawy: wyjazdy z Cortijo sprawiają tylko, że chętniej i intensywniej się do niego wraca, z każdym moim wyjazdem stamtąd, moja więź się wzmacniała, do tego stopnia, że w sercu stał się dla mnie kolejnym Domem i dalej nie wierzę w koniec swojego projektu. Wciąż mam wrażenie, że zaraz skończą mi się wakacje i że będę wracać. Czego jednak w życiu jestem pewna – powrót na pewno się kiedyś wydarzy. Drugą z kwestii jest rzecz dosyć oczywista – Hiszpania jest zbyt ogromna i zbyt gościnna, żeby można ją było tylko odwiedzić. To zdecydowanie nie wystarcza i jestem pewna, że będę często wracać. Każde miejsce, które odwiedziłam, tylko mnie utwierdzało, jak zróżnicowany jest ten kraj i to za równo od strony natury, przyrody, krajobrazu, jak też samej kultury, wszędzie jednak dominuje wspólna cecha niezależna od rejonu – wszędzie spotkasz ludzi życzliwych, uśmiechniętych, gadatliwych, choć warto najpierw samemu tego hiszpańskiego stylu nieco pokazać, od razu się szerzej uśmiechają!

Podsumowanie

Tego się nie da zrobić tak po prostu, to jest jak próba podsumowania dziesięciu żyć i czterech światów, które tam przeżyłam. Wiem tylko, że mimo całego bilansu zysków i strat, świadomie, bądź i nie, nigdy nie pożałuję swojej decyzji, co do dziekanki, całego wyjazdu i bardzo się cieszę, że to moje wewnętrzne dziecko zaczęło mi krzyczeć i tupać, żebym przypadkiem nie zapomniała o naszych marzeniach. Bardzo się też cieszę, że mój „przypadek” pokazał mi tak cudowny skrawek świata jakim jest Cortijo los Baños i przede wszystkim niesamowicie wdzięczna jestem za każdego nowego człowieka w moim sercu (chociaż mam wrażenie, że znałam ich już od zarania dziejów, a nasze spotkanie było tylko kwestią czasu i wcielenia 😉), oni już tam zostaną na zawsze!

Jeśli chcesz przeżyć podobną przygodę zapraszamy do przejrzenia naszych aktualnych naborów!