Cztery miesiące pod słońcem Turcji…

Cztery miesiące pod słońcem Turcji...

Cztery miesiące pod słońcem Turcji… jest relacją naszych wolontariuszek w ramach projektu The power of youth solidarity – Youth capacity building. To projekt Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Przedsiębiorczego angażujący siedem różnych organizacji partnerskich w sześciu krajach Europy. Relacja sporządzona została przez wolontariuszki zaangażowane w działania w organizacji  Pi Youth Association. Basia i Martyna zabierają Was dzisiaj w słoneczną podróż do Izmiru w Turcji.

Zachęcamy do lektury. No i oczywiście do aplikowania na nasze projekty

Cztery miesiące pod słońcem Turcji

SŁOWEM WSTĘPU Cztery miesiące pod słońcem Turcji

Piszę te słowa, będąc lekko przeziębiona i korzystając z tego, że z racji stanu zdrowia musiałam na chwilę zwolnić. Wraz z Martyną, moją współwolontariuszką i współlokatorką, jesteśmy w Turcji już przeszło 4 miesiące. Powoli kończy się – i tak łagodna, w porównaniu z polskimi standardami – zima, niemal codziennie przez kilka godzin obecne jest słońce, dzięki któremu zbędna okazuje się witamina D, którą co roku suplementuję w Polsce w okresie zimowym.

CODZIENNOŚĆ

Budzą mnie mewy, koty bądź odgłosy ulicy. Codziennie rano (poza weekendem, który nietypowo wypada dla nas w niedziele i poniedziałki) płyniemy do pracy promem, co wciąż po czterech miesiącach dostarcza dreszczyku emocji – nigdy wcześniej nie mieszkałam nad morzem i wciąż cieszy mnie widok fal i mijanych po drodze pelikanów.

Gdy dopływamy na brzeg, czeka nas jeszcze 15-minutowy spacer, wymagający wprawy w tutejszych zasadach ruchu (oznaczone przejścia czy światła nie zawsze są respektowane) i docieramy do naszego miejsca docelowego. Biuro mieści się na 5 piętrze budynku w samym centrum Izmiru, można stąd dojść piechotą do ruin agory starożytnej Smyrny, będącej symbolem miasta wieży zegarowej czy gwarnego bazaru Kemeraltı. Niestety na co dzień trudno skorzystać nam z bliskości niektórych zabytkowych obiektów, ponieważ o 18, gdy wychodzimy z biura, większość z nich jest już zamknięta. Całe szczęście najważniejsze z nich udało nam się odwiedzić w pierwszych tygodniach pobytu, gdy jeszcze nie miałyśmy tylu zajęć.

Obecnie niemal każdy dzień mija szybko, rzadko kiedy mamy czas na nudę. Do naszych głównych zadań należy prowadzenie konwersacji z angielskiego na 3 poziomach zaawansowania, nawiązywanie kontaktów z potencjalnymi organizacjami partnerskimi z Europy i innych krajów, objętych programem Erasmus+ oraz wsparcie w różnych bieżących wydarzeniach z życia organizacji. Od ponad miesiąca prowadzę również autorski projekt mający przybliżyć mojemu małemu lokalnemu zespołowi zasady pracy z młodzieżą w ramach Funduszy Europejskich, zwłaszcza w dziedzinie przeciwdziałaniu bezrobociu młodych.

ŻYCIOWE LEKCJE

Jedną z pierwszych odebranych w Turcji lekcji było: nie licz na angielski. Wbrew naszym oczekiwaniom, w niewielu miejscach można się porozumieć w języku innym niż turecki, a jeżeli już ktoś mówi po angielsku, to nie zawsze na wystarczająco dobrym poziomie, by móc się skomunikować. Za to ludzie są bardzo życzliwi i chętni do pomocy. Osobiście skłania mnie to do nauki języka tureckiego, choć nawet po 4 miesiącach niestety nie zawsze jestem w stanie sobie poradzić bez osoby biegle mówiącej po turecku.

Z tego aspektu wynika też inna ważna lekcja, którą musiałyśmy odbyć – naucz się prosić o pomoc. Wspominam o tym, ponieważ jest to jedna z moich słabych stron. Lubię dawać sobie radę sama i jeżeli proszę o wsparcie, to coś naprawdę musi iść nie tak. Tymczasem w tureckiej kulturze pomaganie sobie nawzajem jest naturalne, zwłaszcza w stosunku do cudzoziemców. W niektórych sytuacjach nawet lepiej jest być gdzieś z lokalnym „asystentem” – zdarza się, że przedsiębiorcy widzą w cudzoziemcu okazję do lepszego zarobku i podnoszą znacząco ceny. Rzadko ma to miejsce, kiedy jest się z „asystą”. W takich sytuacjach nieocenione jest wsparcie naszych mentorek oraz wielu innych lokalnych wolontariuszy, którzy z uśmiechem poświęcają nam swój czas.

Kolejną ważną życiową lekcją, którą odbywamy w Turcji jest: nie wszystko da się zaplanować. A może czasem jest lepiej nie mieć planu. W szybko zmieniającej się rzeczywistości życia za granicą uczymy się życia trochę bardziej z dnia na dzień: tyle już było nieprzewidzianych okoliczności, że dwa razy się zastanowimy, nim zaplanujemy coś na miesiąc wprzód. Jest to też trochę wbrew tutejszej kulturze – wysłanie informacji o ważnym wydarzeniu w jego przeddzień nie jest tu ewenementem i siłą rzeczy musimy się do tego sposobu funkcjonowania przyzwyczaić, jednocześnie dalej realizując nasze cele i założenia. Okazuje się, że jest to do zrobienia.

WAŻNE WYDARZENIA Cztery miesiące pod słońcem Turcji

Eurodesk Event – Time to Move.

Istotnym wydarzeniem i pewnego rodzaju skokiem na głęboką wodę był drugi dzień naszego wolontariatu, podczas którego wyjechałyśmy wraz z przedstawicielami naszej i kilku innych młodzieżowych organizacji na event Eurodesk – Time to Move.

Jest to wydarzenie, mające na celu promocję i rzetelne poinformowanie młodych ludzi o możliwościach wyjazdu ze wsparciem Funduszy Europejskich. W naszym przypadku była to młodzież w wieku licealnym z Bayındır, niewielkiego miasta z prowincji Izmir. Zostałyśmy poproszone o przedstawienie dotychczasowych wrażeń z pobytu na European Solidarity Corps. Jak się domyślacie, nie było ich dużo, ale udało nam się jakoś wybrnąć z zadania. Dla wielu z uczestników wydarzenia byłyśmy pierwszymi cudzoziemcami, których kiedykolwiek spotkali.

On Arrival Training dla wolontariuszy ESC z całej Turcji

W grudniu pojechałyśmy do Ankary na oczekiwane z niecierpliwością szkolenie On-Arrival. Dlaczego z niecierpliwością? Miałyśmy wiele pytań natury formalnej. Wszystkie z nich zostały wyjaśnione na szkoleniu z nawiązką.

Ale nie to było najważniejsze. Największą zaletą szkolenia było znalezienie się w jednym miejscu nie tylko z trenerami, których miałam przyjemność poznać wcześniej i których energię podziwiam, ale też ze wszystkimi wolontariuszami, będącymi w tej samej wolontariackiej podróży w bliźniaczych organizacjach, rozsianych po całej Turcji. Obecność tylu ludzi dobrej woli, o niesamowitych osobowościach i chęci zmiany świata na lepsze naładowała nas pozytywną energią. No i mamy teraz siatkę znajomych w większości dużych tureckich miast 🙂

Wiele też było istotnych spotkań, wydarzeń, wieczorów spędzonych w gronie naszych bliskich współpracowników oraz  wolontariuszy Pi Youth Association, których jest w sumie ponad setka. Ale z nimi mamy nadzieję spotkać się wiele razy w nadchodzących miesiącach – w końcu Izmir będzie naszym domem jeszcze przez niemal 8 miesięcy. Cztery miesiące pod słońcem Turcji

Autor tekstu: Barbara Abramowska

Autor zdjęć: Barbara Abramowska i Martyna Marczyk 

EKS