Zapraszamy Was na fascynującą relację naszej wolontariuszki Anety, która 9 miesięcy spędziła w organizacji Al Hamam w Hiszpanii.
Ze stolicy wprost do ekologicznej wioski. Moja relacja z pobytu na projekcie w Cortijo Los Baños - Al Hamam w Hiszpanii
Podczas pierwszego tygodnia mojego pobytu w Cortijo Los Baños (hiszpańska Andaluzja) zostaliśmy zachęceni do tego, by napisać do siebie list. List, w którym opisujemy nasze nadzieje związane z czasem spędzonym na projekcie. Mój miał trwać 9 miesięcy i nie miałam pojęcia, nawet najmniejszego zarysu tego, jak to może wyglądać. Opis, warunki i założenia dla wszystkich były takie same: zostaliśmy zaproszeni do tego, by żyć otoczeni górami pomagając w ogrodzie, przy zwierzętach i ucząc się tego co znaczy „zrównoważone” życie w zgodzie z naturą. Jak to się potoczyło? Co założyłam sobie w liście do siebie i na co liczyłam? Czy czytając ten dokument teraz wspominam spędzony czas z uśmiechem czy chcę go wymazać z pamięci?
Moje motywacje do tego, by wyjechać i dlaczego właśnie tam?
Kiedy zbliżają się Twoje 30 urodziny, a Twoje odbicie w lustrze nie do końca jasno precyzuje kim jesteś i co robisz w życiu – szukasz sposobu, by to znaleźć. Zainspirowałam się koleżanką, która wyjechała na projekt również z FRSP i aplikowałam na wyjazd do Hiszpanii. Nigdzie indziej nie chciałam. Okazało się, że jedyną możliwością na kilkumiesięczny wyjazd był ten w okolice południowo-wschodnie latynoskiego raju do małej miejscowości Lucainena de las Torres. Gdy dowiedziałam się, że mnie przyjęli, zapisałam w kalendarzu tylko dwie daty: 1 października i 31 czerwca (daty projektu) i nic poza tym. Piękne uczucie 🙂 Co mnie motywowało? Nauczenie się języka, obcowanie z kulturą wielu krajów, praca inna niż dotychczas (brak make up’u, brak formalnego stroju, brak przeganiających się terminów do zrealizowania), zdrowe jedzenie i czas dla mnie. Pracowaliśmy tylko 5 godzin dziennie, kończyliśmy dzień obowiązków fantastycznym lunchem, a potem? Potem mogłam uczęszczać na liczne zajęcia (joga, medytacja, warsztaty m.in. z kosmetyków naturalnych), chodzić po górach i spróbować znaleźć odpowiedź na pytanie: Co chcę robić ze sobą dalej?
Trafiłam do raju czy w szpony hiszpańskiej rzeczywistości?
Pobudka! Wstawałam ok 7:00 rano bo bez śniadania nie umiałam zacząć dnia. O 9:00 dość punktualnie odbywaliśmy wspólny rytuał z innymi wolontariuszami i koordynatorami, który zakładał czytanie książki dotyczącej dbania o harmonię z naturą, 2 godziny pracy a w nich do wyboru: sprzątanie zwierzakom, karmienie ich, przygotowywanie śniadania, podlewanie palm (tak, wiem jak to brzmi 🙂 ), pieczenie chleba, zrywanie owoców, uprawa ogrodu warzywnego itp. Po tej pierwszej części szliśmy na wspólne śniadanie i na kolejne 2,5 godziny znów przydzielano nam zadania. Nie zawsze był takie same. Raz plotkowaliśmy przy zbieraniu i suszeniu ziół, ale innym razem ratowaliśmy kozy gdy zalało im zagrodę albo łapaliśmy pawie, które uciekły ze swojej. Nigdy nie było nudy, choć nawet tak dynamiczne zajęcia mogły stanowić nużącą rutynę. O 14:30 jedliśmy wspólny lunch, potem sjesta, a wieczorem…? Cała paleta możliwości 🙂 Uczęszczaliśmy na zajęcia z hiszpańskiego, oddechowe, z masażu, jogę, realizowaliśmy swoje jeśli taką mieliśmy wolę i pomysł. Ja zapraszałam cyklicznie na warsztaty z samby brazylijskiej. Oczywiście, w ramach projektu mieliśmy też spotkania z Esther – naszą koordynatorką na miejscu, która opowiadała o założeniach życia ekologicznego albo proponowała warsztaty związane z emocjami. Nawet teraz, gdy to piszę, widzę jak wiele możliwości mieliśmy będąc na miejscu. Jeśli chodzi o program projektu najbardziej podobała mi się wyjazdowa integracja wszystkich wolontariuszy, która ma miejsce mniej więcej w połowie trwania projektu. Spotkałam tam ludzi z wielu krajów Europy (i nie tylko), którzy aktualnie uczestniczyli w programach europejskich na terenie Hiszpanii.
Chcę wystawić laurkę czy napisać jak było naprawdę?
Nie należę do osób, które chwalą bezpodstawnie. Co do tego projektu nie mam żadnych zarzutów do organizacji wysyłającej, czyli FRSP i koordynatorki Ewy, która była zawsze, gdy potrzebowałam się poradzić. Z tego miejsca się kłaniam i dziękuję jeszcze raz. Co do projektu, to nikogo nie zdziwi to, że denerwowały mnie niektóre kwestie kulturowe hiszpańskiego społeczeństwa, np. problemy z punktualnością i niektóre spory, których mogłoby nie być. Ale wiecie co? Na tym polega tworzenie społeczności, którą tam mieliśmy. To dzielenie się dobrymi momentami i tymi, które wymagają rozmowy, a nawet kłótni. To tworzenie niezapomnianych niespodzianek urodzinowych i sprzątanie po kimś bałaganu. Uwierzcie, że po 9 miesiącach w takim towarzystwie coś z hiszpańskiego temperamentu zostaje w Waszej krwi na zawsze 🙂 Ostatecznie mieliśmy tam całkiem fajną, pokręconą rodzinkę i to właśnie oni pomogli mi dowiedzieć się więcej kim jestem ja.
„Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga powiedz mu o swoich planach”
Nic nie poszło tak jak zakładałam. Ot, mały chichot losu. No może prócz tego, że opanowałam język hiszpański tak, że swobodnie dogadam się na ulicy i nikt mi nic nie wciśnie. W liście gloryfikowałam efekt swojego pobytu w Cortijo Los Baños i marzyłam o jasnej odpowiedzi: Co dalej? Gdzie chcę mieszkać? Z kim się zwiążę? Nic z tych rzeczy mi się nie rozjaśniło, ale wiecie co? To dlatego, że na te pytania odpowiedzi zmieniają się co kilka lat. Po powrocie wiem natomiast kim już nie jestem i czego nie chcę robić. Mieszkam teraz bliżej natury i pracuję w takich godzinach, które podobają się mi. Czy taki projekt może Cię zainspirować do zmian? I to jeszcze jak! Czy pozwoli Ci poznać ludzi z całego świata? Już planuję ich odwiedzać! Czy zrobiłabym to jeszcze raz? 3 x tak!!