Życie na Ukrainie jest trudniejsze, czuć klimat słowiański.

Życie na Ukrainie jest trudniejsze czuć klimat słowiański

Życie na Ukrainie jest trudniejsze, czuć klimat słowiański…  jest relacją naszego wolontariusza Sebastiana w ramach projektu (Dis)advantaged – equalizing opportunities. To projekt Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Przedsiębiorczego angażujący pięć różnych organizacji partnerskich w pięciu krajach Europy. Relacja sporządzona została przez wolontariusza zaangażowanego w działania w organizacji  CENTER FOR EUROINITIATIVES. Sebastian zabiera Was dzisiaj w podróż do miejscowości Sumy, na Ukaranie.  Przy okazji zwraca uwagę na to jak sytuacja wygląda teraz – w obliczu koronawirusa. 

Kilka słów o mnie

Nazywam się Sebastian, przyjechałem do miasta sumy na Ukrainie i spędziłem tu prawie 9 miesięcy. O wolontariacie dowiedziałem się dość przypadkowo, kiedy uczestniczyłem w projekcie wraz z grupą ukraińską w Zakopanem. Spędziłem to swoje 26 urodziny, niestety było to w kwietniu podczas najgorszej kwarantanny. Przed wolontariatem ukończyłem studia informatyczne. Będąc jeszcze młody i mający dużo czasu zacząłem interesować się projektami unijnymi których nie brakowało. Przed wyjazdem na Ukrainę słyszałem dużo od znajomych z Ukrainy którzy opowiadali mi jak wygląda Ukraina, wszystko potwierdziło a nawet dowiedziałam się mnóstwa wielu rzeczy. Życie na Ukrainie jest trudniejsze, czuć klimat słowiański.

Wolontariat

Wolontariat Nauczył mnie wielu rzeczy. Przede wszystkim organizacji pracy, pracy w zespole, nauczyłem się nowego języka, organizacji czasu, radzenia sobie w nowych sytuacjach. Dosyć szybko, łatwo i przyjemnie nauczyłem się podstaw języka rosyjskiego które umożliwiają umożliwiało mi rozmowę z miejscowi ludzie. Byli zaskoczeni, że po kilku miesiącach potrafię prowadzić dłuższe rozmowy w języku rosyjskim.

Głównym moim zadaniem było wizytacja szkół. Uczenie dzieci języka angielskiego i polskiego, jak wygląda życie w Polsce, jakie są różnice i podobieństwa między naszymi krajami. Było to połączenie nauki i zabawy. To były tak zwane euro kluby na które dzieci chodziły dodatkowo. Wszystko odbywało się z doraźną współpracą nauczycieli. Mogłem nauczyć dzieci nowych, ciekawych i zaskakujących rzeczy. Miałem świetną okazję zobaczyć jak wyglądają ukraińskie szkoły i w jaki sposób wygląda nauka tam, a także wziąć w niej udział. Miałem szczęście, że trafiłem na dzieci które były bardzo aktywne i nie bały się mówić po angielsku, nie było też żadnych problemów z uczniami co dość nietypowe. Zaskakujące dosyć było podejście Ukraińców do Polski jak też do Niemiec, ogólnie do krajów Unii Europejskiej obraz był dosyć wyidealizowany. 

Inne aktywności

Dużo część wysiłku włożyliśmy także w organizowaniu różnych wydarzeń, spotkań z lokalną społecznością. Chcieliśmy z nimi nawiązać kontakty, wykazać się naszą kreatywnością i zrobić coś co zostałoby w pamięci na dłużej. Czasami zdarzały się bariery językowe, z mojej strony mogłem posiłkować się językiem polskim który był dla Ukraińców bardzo łatwy do zrozumienia, tak samo jak dla mnie język ukraiński czy nawet rosyjski. Cześć wolontariuszy nie mówiła po rosyjsku a duża część osób z Ukrainy nie mówi po angielsku, a jeśli znają ten język to wstydzą się go używać bo robią dużo błędów. Często spotykałem osoby które były w Polsce na dłuższy czas w celach zarobkowych lub turystycznych, dlatego łatwo jest znaleźć osoby które mówiły po polsku co było dla mnie sporym zaskoczeniem.

Mieliśmy całkiem dużo wolnego czasu a zwłaszcza po 10 marca kiedy zaczęła się kwarantanna i na praktycznie nie mogliśmy się spotykać z ludźmi w większej grupie. Nauczyciele organizowali lekcje dla uczniów online na których również mogłem prowadzić lekcje. Muszę przyznać, że nie zawsze było łatwo, czasami mieliśmy bardzo intensywne tygodnie a czasami bardzo się nudziliśmy. Na początku były drobne problemy z zakupami, jeszcze nie znałem miasta nie wiedziałem gdzie mogę kupić potrzebne mi rzeczy. Całe szczęście miałem do dyspozycji mentora który okazał się ogromną pomocą. Jestem także bardzo wdzięczny wolontariuszom, którzy z własnej inicjatywy pokazywali mi ciekawe miejsca lub poznawali mnie z miejscowymi przyjaciółmi.

Autor tekstu i zdjęć: Sebastian Ciba