Podróż w głąb siebie – czyli wolontariat długoterminowy w andaluzyjskiej ekowiosce to relacja wolontariuszki Agnieszki z działań realizowanych w hiszpańskiej organizacji Al hamam. Agnieszka wzięła udział w projekcie wolontariatu pt. Tribe to the Sun w ramach Programu Europejski Korpus Solidarności.
Prolog
Trzeba mieć dużego pecha, aby w końcu, gdy odważyło się spełnić jedne z długoletnio pielęgnowanych marzeń, na świecie niespodziewanie pojawił się nowy wirus, który wywrócił nasze dotychczas wygodne życie do góry nogami. Spędzenie niemal siedmiu miesięcy, praktycznie bez możliwości poruszania się, zwiedzania i w pełni korzystania ze statusu czy przywilejów bycia wolontariuszem nie należało do najłatwiejszych. Z pewnością nie tak wyobrażałam sobie moją hiszpańską przygodę. Jednakże właśnie z powodu tych nieoczekiwanych okoliczności, pozostanie ona w moim sercu na długo.
Przyjazd i życie we wspólnocie
Do samego końca nie zdawałam sobie sprawy, jakie miałam szczęście trafić do Lucainena de las Torres i przeżyć fascynującą przygodę swojego życia. Uświadomiłam sobie to dopiero po powrocie. Nie była to bowiem forma znanego i konwencjonalnego wolontariatu, gdyż moje miejsce pracy znajdowało się na permakulturowej farmie (Cortijo los Baños) i było zarówno moim domem, który muszę dzielić z innymi wolontariuszami i stałymi członkami wspólnoty do jakiej trafiłam. Spodziewałam się, że jadę do wyjątkowego miejsca i będzie to dla mnie duże wyzwanie, bowiem znajduje się nieopodal największej półpustyni w Europie – Tabernas, która stanowiła tło dla licznych amerykańskich westernów i oddalona jest ok. 30 km od Almerii – stolicy całej prowincji. Ukryta więc wśród wiejskich, malowniczych terenów, mogłam cieszyć się komfortem życia z dala od aglomeracji miejskiej, w pełni korzystać z uroków i darów natury oraz jak się później okazało – bezpiecznie i w sprzyjających warunkach przeżyć chaos lockdownu, z dala od pandemicznej gorączki.
Codzienne życie w ekowiosce
Moje powszednie dni wypełniały różnego rodzaju obowiązki. Każdego poranka podczas zbiórki dzieliliśmy się na poszczególne ekipy, które dostawały do zrealizowania zadania przydzielone na dany dzień. Tak więc oprócz stałych obowiązków jak karmienie zwierząt (a było ich trochę!), mieliśmy do wyboru różnego rodzaju prace ogrodowe, konserwatorskie, gotowanie, sprzątanie, sadzenie, pielęgnacja drzew i roślin czy praca w ogrodzie warzywnym oraz wiele, wiele innych. Słowem, nie było rzeczy z zakresu agroekologii, zarządzania środowiskiem czy zrównoważonego rozwoju, której nie próbowałabym w trakcie mojego pobytu na farmie. Praca na tzw. „roli” uczy dużo pokory i cierpliwości, w końcu aby uzyskać oczekiwany efekt i owocny plon, trzeba się nieźle napracować😊
W wielu momentach może być frustrująca, gdyż zakłada nieuniknioną powtarzalność pewnych czynności, ale proces obserwacji, gdy z własnoręcznie zasadzonego ziarna wyrasta piękny, zdrowy owoc, który następnie ląduje na twoim talerzu jest czymś nie do opisania! Piękno natury w czystej postaci i satysfakcja nie z tej ziemi!
Pracować z naturą, a nie przeciwko niej
To zdanie w najbardziej uproszczony sposób mówi czym jest myślenie permakulturowe i sama permakultura. Mój pobyt na hiszpańskiej famie, nie tylko pokazał zupełnie nieznane mi dotąd podejście do życia, jak i stanowczo umocnił moją relację z naturą i z wszelkimi formami ją reprezentującymi. Ekowioska, w której odbywałam swój wolontariat kładła duży nacisk na duchowy rozwój człowieka, życie w harmonii i zgodnie z cyklami natury. Niemal każdego popołudnia mogliśmy uczestniczyć w różnego rodzaju zajęciach od medytacji, jogę, taniec, śpiewanie mantr poprzez robienie tynktur i naturalnych kosmetyków czy naukę szycia. Często owe warsztaty – bo tak je nazywaliśmy – oferowaliśmy sobie nawzajem, dzieląc się swoją pasją i dając tym samym swoisty wkład w rozwój grupy. To właśnie dzięki tej cudownej wymianie i mocy wynikającej z wzajemnego uczenia się od siebie, mogłam po raz pierwszy spróbować rzeczy, o które bym się nie podejrzewała albo nie miałam okazji wcześniej doświadczyć. I tak m.in.: spałam pod niebem pełnym gwiazd, wspinałam się na drzewo, zaczęłam uczyć się gry na gitarze (a nawet odważyłam się publicznie zaśpiewać!), tańczyłam salsę, kontemplowałam pełnie księżyca i wielokrotnie podnosiłam progi swojej fizycznej wytrzymałości. Wydarzenia te nie tylko wzmocniły mój charakter, ale także odmieniły mnie jako osobę.
Epilog
Przebywanie w Cortijo los Baños dało mi wiele chwil szczęścia, wsparcia i miłości. Nie był to okres pełen lukru, mówiąc zupełnie szczerze, miałam wiele chwil kryzysu i wypalenia. Jednakże ludzie, których poznałam na swojej drodze nauczyli mnie prawdziwej akceptacji siebie, odwagi i ufności do tego, iż ŻYCIE zawsze pomaga, nie można przestać w to wątpić. Nie mogłabym być za to bardziej wdzięczna.
Mimo iż niemal cały mój pobyt otoczony był widmem pandemii, nie mogłam wymarzyć sobie lepszego miejsca izolacji, a przyjaźnie, które zawarłam są nieocenionym prezentem od losu i jedynym powodem za który mogę być wdzięczna w tym wyjątkowo kapryśnym roku.
Autor tekstu i zdjęć: Agnieszka Banek